czwartek, 12 lipca 2012

After.

Witajcie Kochani!
Wczoraj wróciłam z Francji. Byłam strasznie zmęczona 25godzinną podróżą. Autokar nie jest najlepszym środkiem transportu na tak duże odległości, ale nie mogę narzekać, zobaczyłam kawał Europy. Dzisiaj przeczytałam, co się u Was dzieje i mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszystko po komentuje. Teraz może coś o wycieczce. Zaczęło się od tego, że z kumpelą nie potrafiłyśmy wybrać sobie takiego miejsca w autokarze, żeby mieć wszystkich fajnych wokół siebie, kiedy w końcu nam się to udało, okazało się, że siedzimy w jednym z najgorszych miejsc na jakie mogłyśmy trafić. Nie będę tu opisywać tego, gdyż jest to strasznie obrzydliwe. Nie chodziło o jakieś techniczne wady, tylko o towarzystwo przed nami. Cała droga minęła nam na nadrabianiu zaległości, które uzbierały się przez te kilka ostatnich tygodni roku szkolnego, ponieważ A. ostatnimi czasy znalazła sobie chłopaka i to właśnie jemu poświęcała większość swojego czasu. Minęliśmy Niemcy, Holandię, Belgię i w końcu dotarliśmy do Francji. Na nasze nieszczęście Bécon-les-Granits leży na zachodzie Francji, więc właściwie zmuszeni zostaliśmy do przejechania jej prawie całej. Ale jaka nieopisana była nasza radość, gdy w głośniku zabrzmiał głos naszego opiekuna "Jesteśmy na miejscu". Oczywiście szczęśliwi byliśmy dopóki nie trzeba było wysiadać. Cała pozytywna energia się w nas zamknęła po przekroczeniu drzwi autobusu. Wszyscy Francuzi się na nas patrzą, my jak małe wypłosze stoimy z boku. Nasi opiekunowie ze wszystkimi się witają, bo byli tam już któryś raz, a my patrzymy na jakiś gest, zainteresowanie kogoś mówiącego po Polsku. Zastrzegam sobie, że po raz pierwszy większość z nas miała styczność z językiem obcym w wydaniu oryginalnym i tak rozległym. I jest, zdjęcie grupowe jak tradycja nakazuje, potem oficjalne powitanie, tłumaczka polsko-francuska. Teraz przydzielanie rodzin, nagle wszyscy modlą się o kogoś, kto rozumie chociaż po angielsku. Słyszymy nasze imiona i szukamy Pani, która ma po nas przyjść. Tak, rozmawia z nami po angielsku. Idziemy po bagaże i już jesteśmy w domu. Okazało się, że ma męża i córkę o 2 lata starszą od nas. Nie będę teraz pisać o tym, co robiliśmy każdego dnia po kolei, bo to nawet samą mnie już nudzi. Ale poznałam wielu Francuzów, przystojnych, co najważniejsze. Wiele Francuzek naprawdę bardzo fajnych. A teraz taka uwaga dla wszystkich Polaków. Nie bójmy się uśmiechać, bo gdyby nie to, to ja i A. w życiu nie poznałybyśmy tak wielu osób (w tym kilku chłopaków). Francuzi są bardzo pogodnym narodem i u nich nawet chodząc po ulicy wszyscy się do ciebie uśmiechają i z daleka słychać "Bonjour". Czy wyobrażacie sobie iść po polskiej ulicy i mieć mega smajla na ustach? Ja też nie, to jest brane za idiotyzm. Wszyscy wtedy sobie myślą, że jakaś idiotka idzie. Tam, gdzie my byliśmy to jest nie do pomyślenia. A teraz coś, co w Polsce ma mikroskopijne szanse na przyjęcie się. Tam wszyscy, podkreślam słowo WSZYSCY witają się buziakami, dwoma lub czterema, rzadko trzema. Nawet jeśli kogoś zupełnie nie znasz, a zostałeś przez nich zaproszony na lunch czy obiad, zostajesz przywitany buziakiem. Tak robią również młodzi ludzie. Polacy nie bójmy się być dla siebie mili i uśmiechajmy się!

W piątek powinnam dostać pierwszą partię zdjęć od kumpeli, potem jeszcze od M. z Francji i kolegi z Polski. Także w najbliższym czasie postaram się dodać kilka zdjęć i przybliżyć Wam mój pobyt tam.

A teraz odchodząc od tematu Francji, uwierzcie w moim przypadku w tej chwili jest to nie lada wyczyn, gdyż moją głowę zaprzątają myśli o tym, kiedy znów tam pojadę, DOSTAŁAM SIĘ DO MOJEJ WYMARZONEJ SZKOŁY I KLASY. Od 4 lipca jest na oficjalnej liście przyjętych.

Kocham Was, M.

4 komentarze:

  1. o, kurcze ale miałaś fajnie zazdroszczę!:)
    zapraszam do zaobserwowania mojego obecnego bloga!

    OdpowiedzUsuń
  2. spoko blog. Wpadniesz do mnie? :) http://1honesty1is1the1key1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Częściej powinny pojawiać się tak dobre wpisy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto zatrzymać się na moment na Twoim blogu :)

    OdpowiedzUsuń