czwartek, 12 lipca 2012

After.

Witajcie Kochani!
Wczoraj wróciłam z Francji. Byłam strasznie zmęczona 25godzinną podróżą. Autokar nie jest najlepszym środkiem transportu na tak duże odległości, ale nie mogę narzekać, zobaczyłam kawał Europy. Dzisiaj przeczytałam, co się u Was dzieje i mam nadzieję, że w najbliższym czasie wszystko po komentuje. Teraz może coś o wycieczce. Zaczęło się od tego, że z kumpelą nie potrafiłyśmy wybrać sobie takiego miejsca w autokarze, żeby mieć wszystkich fajnych wokół siebie, kiedy w końcu nam się to udało, okazało się, że siedzimy w jednym z najgorszych miejsc na jakie mogłyśmy trafić. Nie będę tu opisywać tego, gdyż jest to strasznie obrzydliwe. Nie chodziło o jakieś techniczne wady, tylko o towarzystwo przed nami. Cała droga minęła nam na nadrabianiu zaległości, które uzbierały się przez te kilka ostatnich tygodni roku szkolnego, ponieważ A. ostatnimi czasy znalazła sobie chłopaka i to właśnie jemu poświęcała większość swojego czasu. Minęliśmy Niemcy, Holandię, Belgię i w końcu dotarliśmy do Francji. Na nasze nieszczęście Bécon-les-Granits leży na zachodzie Francji, więc właściwie zmuszeni zostaliśmy do przejechania jej prawie całej. Ale jaka nieopisana była nasza radość, gdy w głośniku zabrzmiał głos naszego opiekuna "Jesteśmy na miejscu". Oczywiście szczęśliwi byliśmy dopóki nie trzeba było wysiadać. Cała pozytywna energia się w nas zamknęła po przekroczeniu drzwi autobusu. Wszyscy Francuzi się na nas patrzą, my jak małe wypłosze stoimy z boku. Nasi opiekunowie ze wszystkimi się witają, bo byli tam już któryś raz, a my patrzymy na jakiś gest, zainteresowanie kogoś mówiącego po Polsku. Zastrzegam sobie, że po raz pierwszy większość z nas miała styczność z językiem obcym w wydaniu oryginalnym i tak rozległym. I jest, zdjęcie grupowe jak tradycja nakazuje, potem oficjalne powitanie, tłumaczka polsko-francuska. Teraz przydzielanie rodzin, nagle wszyscy modlą się o kogoś, kto rozumie chociaż po angielsku. Słyszymy nasze imiona i szukamy Pani, która ma po nas przyjść. Tak, rozmawia z nami po angielsku. Idziemy po bagaże i już jesteśmy w domu. Okazało się, że ma męża i córkę o 2 lata starszą od nas. Nie będę teraz pisać o tym, co robiliśmy każdego dnia po kolei, bo to nawet samą mnie już nudzi. Ale poznałam wielu Francuzów, przystojnych, co najważniejsze. Wiele Francuzek naprawdę bardzo fajnych. A teraz taka uwaga dla wszystkich Polaków. Nie bójmy się uśmiechać, bo gdyby nie to, to ja i A. w życiu nie poznałybyśmy tak wielu osób (w tym kilku chłopaków). Francuzi są bardzo pogodnym narodem i u nich nawet chodząc po ulicy wszyscy się do ciebie uśmiechają i z daleka słychać "Bonjour". Czy wyobrażacie sobie iść po polskiej ulicy i mieć mega smajla na ustach? Ja też nie, to jest brane za idiotyzm. Wszyscy wtedy sobie myślą, że jakaś idiotka idzie. Tam, gdzie my byliśmy to jest nie do pomyślenia. A teraz coś, co w Polsce ma mikroskopijne szanse na przyjęcie się. Tam wszyscy, podkreślam słowo WSZYSCY witają się buziakami, dwoma lub czterema, rzadko trzema. Nawet jeśli kogoś zupełnie nie znasz, a zostałeś przez nich zaproszony na lunch czy obiad, zostajesz przywitany buziakiem. Tak robią również młodzi ludzie. Polacy nie bójmy się być dla siebie mili i uśmiechajmy się!

W piątek powinnam dostać pierwszą partię zdjęć od kumpeli, potem jeszcze od M. z Francji i kolegi z Polski. Także w najbliższym czasie postaram się dodać kilka zdjęć i przybliżyć Wam mój pobyt tam.

A teraz odchodząc od tematu Francji, uwierzcie w moim przypadku w tej chwili jest to nie lada wyczyn, gdyż moją głowę zaprzątają myśli o tym, kiedy znów tam pojadę, DOSTAŁAM SIĘ DO MOJEJ WYMARZONEJ SZKOŁY I KLASY. Od 4 lipca jest na oficjalnej liście przyjętych.

Kocham Was, M.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Cztery dni temu rozpoczęły się wakacje. Już oficjalnie jestem jedną z najlepszych absolwentek mojego gimnazjum. Mam świadomość tego, że zabrzmiało to nader nieskromnie, ale musiałam się pochwalić. Taka natura ludzi mojego typu. Papiery złożyłam w piątek, od razu po zakończeniu. Teraz tylko czekam do 4 lipca na wiadomość. Jutro wyjeżdżam do Francji na 8 dni. Chciałabym, żeby to był dla mnie i reszty osób najpiękniejsze chwile. Aczkolwiek tak strasznie boję się tego wyjazdu, a jednocześnie drżę z emocji tej przygody. Francja.  : Paryż, Bécon-les-Granits, Mont Saint-Michel.
Już nie mogę się doczekać. Ale to chyba normalne. Nie pozostaje mi nic innego jak już dziś życzyć Wam udanych wakacji, pełnego chillout'u, melanży niezapomnianych (ja już jeden mam za sobą, było genialnie), słońca, wielu przystojnych chłopaków (to ze względu na moją płeć :D), dużo świetnych ludzi, dzięki którym nie będziecie żałować tegorocznych wakacji, mało internetu, komputera, siedzenia w czterech ścianach, absolwentom gimnazjum-przyjęcia do wymarzonych szkół.

piątek, 22 czerwca 2012

W środku nocy

Na wstępie dziękuję za życzenia pod poprzednim postem :)
Myślałam dziś nad zmianą wyglądu bloga, bo już mi się znudził obecny i sama się sobie dziwię jak mogło to nastąpić. Nie lubię zbyt często zmieniać takich rzeczy jak właśnie, np. wygląd bloga. Tapetę w komputerze zmieniałam ostatnio chyba z jakiś rok temu. W telefonie też staram się zachowywać ten sam obrazek. Bo chyba zbyt częste zmiany powodują, że w końcu zupełnie przestajemy je zauważać.
Odnośnie dzisiejszego dnia mam już tyle planów, że nie wiem czy mi doby starczy. Muszę posprzątać, co przy moim nastawieniu i wielkości domu jest nie lada wyczynem. Później skosić trawnik, który jak na moje nieszczęście też jest nieopisanie duży. Narzekam na niego wtedy, kiedy muszę go pielęgnować, ale wierzcie mi dziewczęta, jeśli przychodzi do opalania się, to przynajmniej mam tyle miejsca, że leżak mogę tysiąc razy przenosić w inne miejsce :) Po tym czeka mnie pomoc znajomym, a chciałam jeszcze wieczorem wybrać się na imprezę, aczkolwiek będzie to pewnie trudniejsze niż przypuszczałam. Moje mięśnie po tak dużej dawce ruchu mogą nie wytrzymać całej nocy na parkiecie (bo jak już idę na imprezę to nie siedzę). Wczoraj dostałam wyniki egzaminu. Nie jestem prawie w ogóle z siebie zadowolona, aczkolwiek pewnie połowa gimnazjalistów pożąda moich wyników. Nie były najgorsze, ale nie takie jakich bym chciała. Sama wiedziałam, że nie poszło mi najlepiej, ale mały promyczek nadziei był. Ale pewnie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, więc na dobre teraz czekam. Do wyjazdu, do Francji zostało tylko 10 dni.

Wasza M. :)

czwartek, 21 czerwca 2012

Podsumowanie.

Wczoraj skończyłam 16 lat. Stwierdziłam, że czas na podsumowania. Nie było mnie dłuższy czas, ale to po części wina mojego internetu. Aczkolwiek musiałam również pozbierać sobie myśli. Wzięło mnie na przemyślenia wczoraj i wyglądałam w szkole jak cień człowieka. Dowiedziałam się w końcu, że powinnam zmienić klimat, bo to może pomóc mi wyzdrowieć i odbudować odporność. Wyjeżdżam do Francji, mam nadzieję, że tam mi się poprawi. Postanowiłam, że jeśli tylko uda mi się doprowadzić stan mojego organizmu do takiego jaki być powinien, od razu udaje się na szczepionki, a później zaczynam się hartować. 16 lat minęło bardzo szybko. Tak naprawdę wielu młodych ludzi ma na swoim koncie w takim wieku jakieś sukcesy. A ja? Parę zwycięstw w drobnych, góra powiatowych konkursach. Parę zranionych serc, kilka zakończonych przyjaźni. I co w tym wszystkim jest pozytywnego? Na pierwszy rzut oka nic. Bo prawda jest taka, że na jednej z tych osób zależało mi jak na nikim innym wcześniej. Śni mi się po nocach, a każde zdjęcie czy miejsce wokół mnie przypomina mi o tym, co między nami było. Oczywiście to nie jest tylko i wyłącznie wina tej drugiej osoby, że stało się tak, a nie inaczej, ale i moja. Może wcześniej mogłam zareagować, może dłużej walczyć. A może jeszcze jest szansa. Tylko nie wiem czy ja bym w tej chwili chciała budować to wszystko od początku. Zdążyłam zbudować sobie mur obojętności, co prawda chwiejny, ale zbudowałam. Mimo to nie żałuję tych lat. W ciągu nich poznałam wielu wyjątkowych ludzi. Każdy z inną, zupełnie oryginalną osobowością, każdy z innymi cechami charakteru, odmiennymi problemami. Zrozumiałam ostatnio, że czas najwyższy zamknąć ten rozdział w swoim życiu, ale boję się. Nie chodzi o to, że przepełnia mnie strach przed tym, czego nie znam. Ale boję się utracić to, co znam. Powinnam przewrócić kartkę, napisać KONIEC i rozpocząć nową książkę. Jednak nie potrafię. To o czym piszę to takie zwykłe problemy nastolatki, jednak życie doświadcza mnie znacznie bardziej. Nie piszę o tym na blogu, bo to dotyka bardziej mojej prywatnej sfery niż przyjaźń, zafascynowanie. Muszę nauczyć się żyć od nowa, to tak jakbym miała przekreślić to, co do tej pory zdobywałam. Ale inaczej nie dojdę do siebie. Myślę, że będę pojawiać się na blogu, ale raczej już nie często.


Jeszcze na koniec macie moje zdjęcie.
Wasza M.

niedziela, 10 czerwca 2012

Francja.

Przepraszam Kochani, ale już mi się skończył transfer i nie mogę komentować. Czytałam oczywiście co się u Was dzieje, ale nie ładują mi się zdjęcia i komentarze, niestety. Tymczasem przygotowania do wyjazdu trwają. W piątek kupiłam kilka drobiazgów. Jednakże nie potrafię cieszyć się wyjazdem, bo czeka mnie w szkole ciężki tydzień. Najgorszy czas - poprawianie ocen. Wiem, Wy też na pewno znacie to uczucie. Dzisiaj spędziłam cały dzień na zawodach sportowo - pożarniczych. Jestem zmęczona wszystkim, co się dzieje. Przepraszam za nieskładność notki, ale wokół mnie jest tyle dźwięków, że nie potrafię się skupić. Oprócz pisania notki, rozmawiam jeszcze z rodziną.

Tymczasem kończę, odezwę się jeszcze w tym tygodniu :)

Kocham, Wasza M.

czwartek, 31 maja 2012

ostatni.

Już 31, koniec maja. Nadal jestem chora, ale i tak mam na kolanach laptopa, więc postanowiłam napisać do Was. Właśnie sobie uświadomiłam, że i dwa miesiące temu, a także miesiąc temu byłam chora. To już chyba przekracza pewne granice. Aczkolwiek jestem zapisana na jutro do lekarza, myślę (mam taką nadzieję), że mi pomoże. Osobiście to oprócz wykańczania mnie fizycznie, to choroba niszczy moją psychikę. Stałam się słabsza. Mniej odporna na wszystkie bodźce powodujące u mnie negatywne uczucia. W tej chwili moi wrogowie nie musieliby się, aż nader wysilać, żeby doprowadzić mnie do całkowitego załamania i upadku. Ale na chwilę obecną staram się zapomnieć o wszystkim, co mnie spotyka. O chorobie, o nieszczęsnej matematyce, chemii. Informowałam Was już wcześniej o wspaniałej wiadomości, którą mnie uraczyli nauczyciele. Niedawno się ona potwierdziła, a zapomniałam napisać na blogu o tym. Mianowicie za 33 dni będę w drodze do FRANCJI. Tak, okazało się, że w nagrodę za tyle lat ciężkiej harówki jadę, ja i moja kumpela z klasy, na całe 5 dni do tego państwa. Osobno liczone są dni na podróż. Owszem, nie może być za pięknie. Do tego muszę dopłacić. Ale po konsultacji z całą rodziną doszliśmy do wniosku, że dofinansowanie i tak jest duże i za takie pieniądze to grzechem byłoby nie pojechać. Teraz moje myśli krążą wokół tego, co muszę jeszcze kupić. Pierwszy raz wyjeżdżam do Francji i stąd ta moja ekscytacja tym. Od zawsze marzyłam o zdjęciu na tle wieży Eiffla. Teraz wykreślam w kalendarzu każdy dzień.

Teraz idę odpocząć, bo jutro wybieram się odwiedzić szkołę :)

Kocham. M:)

środa, 30 maja 2012

Choroba.

Nie minął właściwie nawet miesiąc od mojej ostatniej choroby, a ja już leżę w łóżku, a wokół mnie pełno chusteczek. Pewnie moja wypowiedź  będzie trochę nieskładna, bo przypuszczam, że mam gorączkę, niestety... Jutro pewnie będę chciała iść do szkoły, ale nie wiem czy mi się uda. Na chwilę obecną moją głowę zaprząta matematyka, którą muszę poprawić, bo przez tyle lat miałam 5 na koniec, a teraz mam z tym nie lada problem :( Nie mam siły teraz pisać, trzymajcie się kochani, jak będę zdrowa to od razu się odezwę:)

M.

niedziela, 20 maja 2012

Niedziela.


W głośnikach Justin Bieber i jego nowy kawałek 'Boyfriend'. Duża cześć czytających może mnie definitywnie skreślić za to, że mam czelność w ogóle go słuchać. Ale dla mnie wokalista jak każdy. Ma talent, chce go wykorzystywać i całkiem nieźle mu idzie. Wierną fanką nie jestem, ale jeśli piosenka jest wpadająca w ucho to dlaczegoż tego nie słuchać? :) Obok mnie leży książka do historii, która prosi przynajmniej o to, żeby ją otworzyć, a mi tak strasznie się nie chce. Lubię historię, z tym właśnie wiążę poniekąd swą przyszłość, ale nie potrafię się dziś zmusić do nauki. Od rana źle się czuję, może to przez to, że duszno dziś jakoś. Tym bardziej, że mój mózg może czuć się niedotleniony. Miał on okazję 'pooddychać' tylko jak dziś rano wychodziłam do kościoła. Nawet nie mam ochoty ruszyć nogą, żeby wyjść na balkon i chwilę chociaż pobyć na zewnątrz. Mam wrażenie, że najbezpieczniej to czuję się w moim fotelu. A tak w ogóle to jak Wam mija weekend? A właściwie to już praktycznie minął. Przede mną 3 luźne dni, a później 2 ciężkiej harówki. I po tym tygodniu mój rok szkolny będę mogła właściwie uznać za zamknięty, z wyjątkiem kilku przedmiotów. Choć teraz to dopiero się zacznie z podaniami, papierami do szkół. A może ktoś z Was wie, co i kiedy trzeba składać albo zna stronę internetową, na której wszystko jest jasno objaśnione? Niestety nasza szkoła nic nie wie i musimy radzić sobie sami :(

czwartek, 17 maja 2012

Absencja

Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Wiem, robię to po raz kolejny, ale to wszystko, co wokół mnie się dzieje to jakaś cholerna pętla, z której nie mogę się wydostać. Jedno wydarzenie pociąga za sobą drugie, a ja w tym wszystkim siedzę jak jakaś sierotka i biedna nie wiem co mam robić. Już mam dość narzekania na cały otaczający mnie świat. Choć od kilku dni chodzę i mam nadzieję, że cudem uda mi się zamknąć na rzeczywistość. Chcę tak zwyczajnie odpocząć, chociaż tydzień. Jak na razie to wstaję rano i czekam do wieczora. A przez bite 8 godzin wyciągam się ze wszystkich przedmiotów. Kolejne 8 godzin uczę się na następny dzień i myślę, zdecydowanie za dużo. Znowu uświadomiłam sobie, że mam 16 lat (co prawda jeszcze nieskończone) i żadnych osiągnięć. Osiem godzin pozostaje mi na odpoczynek. Ale dość tego. Ostatnia niedziele to kolejna impreza, naprawdę było miło, nie będę narzekać :) I nawet mam dla Was to, co miałam na sobie :)
Może na zdjęciu nie widać, aczkolwiek szpilka ma 11cm(!) i dzięki temu noga wygląda świetnie!

Pozdrawiam, M :*

czwartek, 10 maja 2012

Przed piątkiem.

Och, jak ja się cieszę, że jeszcze tylko jutro i wolne. Mam już dość wstawania o 6:00. To jest po prostu nie do pomyślenia, żeby wstawać tak wcześnie tylko po to, żeby potem siedzieć godzinę na świetlicy. Co to w ogóle za zarządzenia? Jutro myślę, że dowiem się czegoś więcej o tej świetnej wiadomości, którą mnie uraczyli we wtorek. Postaram się od razu napisać. Niestety są rzeczy, przez które nie potrafię się cieszyć na nadchodzący weekend. Muszę się spotkać z osobą, którą jeszcze do niedawna uważałam za najbliższą mojemu sercu. Niestety bieg czasu i niekorzystne wydarzenia sprawiły, że coś się zepsuło i właśnie jutro muszę to wyjaśnić. Jeszcze dziś może napiszę, a tymczasem lecę na bieżnię, muszę dziś pokonać ponad km ;D


Wasza M. :*

wtorek, 8 maja 2012

Dziś dopiero wtorek, mam dość. W szkole nudzimy się jak mopsy, ale jesteśmy zmuszeni do chodzenia tam. Owszem, bardzo lubię towarzystwo swoich znajomych i nawet z niektórymi trzymam się już trochę bliżej. Ale bez żadnych domysłów. Chłopaka nie mam :) Dziś dowiedziałam się o czymś, co wprawiło mnie w super nastrój :) Na razie nie chcę zapeszać, więc napiszę, kiedy będę już pewna. Mam do Was sprawę. Nie potrafię zdecydować się do jakiej szkoły iść. Do liceum, w którym jest najwyższy poziom i atmosfera, która być może się zrobi lepsza, jeśli będę tam chodzić. Czy może do szkoły, w której jest świetna atmosfera, ale niższy poziom? Bardzo liczę na Wasze sugestie, gdyż sama nie jestem zdecydowana. Chciałabym iść sama do klasy, jednocześnie wiem, że przydałaby mi się osoba, którą znam, bynajmniej na początku. Proszę, pomóżcie!

Wasza M.

niedziela, 6 maja 2012

Przed poniedziałkiem.

Jestem już w domu. Dziś byłam na komunii Martynki :) I wreszcie mam dla Was to, co na siebie założyłam z tej okazji :)
Osobiście jestem już strasznie zmęczona, więc dziś Wam już nic nie napiszę...
Udanego poniedziałku Kochani! :*

piątek, 4 maja 2012

Już piątek, na szczęście piątek.

W końcu doczekałam się popołudnia w piątek. Może część z Was nie zrozumie z czego się cieszę, bo przecież majówka i te sprawy, ale już tłumaczę. Moja szkoła jako jedna z nielicznych miała dziś normalny, szkolny dzień, co doprowadziło i uczniów, i nauczycieli do szału. Kto po majówkowym lenistwie chce wracać w zimne mury? Nikt. Całe szczęście, że dziś było stosunkowo chłodno, bo inaczej to w szkole chyba byśmy nie wysiedzieli. Ale niektórym z Was może nasuwać się pytanie: to dlaczego po prostu nie zostaliśmy w domu, przecież usprawiedliwienie nie jest trudno napisać. Tak, wiem. U mnie są dwa powody, dla których musiałam pojawić się dziś w szkole. Mianowicie opuściłam w tym półroczu wystarczająco dużą liczbę godzin przez wizyty u lekarza, a po drugie i najważniejsze, dziś obecność była sprawdzana 2 razy dokładniej. A usprawiedliwienie, które trafią do wychowawczyń będą sprawdzane czy, aby na pewno uczeń miał wizytę u lekarza, czy był chory. Niektórych to mimo wszystko nie zniechęciło i zrobili sobie wolne, ale u mnie w klasie było 15 osób na 20, więc jakoś nie tak mało. Na dodatek moja wychowawczyni jest naprawdę bardzo konsekwentna w tym, co mówi, więc na usprawiedliwienie dzisiejszego dnia, osoby, które nie były, raczej nie mają szans. A teraz trochę może o majówce :) Pierwszy dzień, strasznie zabiegany, bo organizowaliśmy grilla dla rodziny i znajomych, to taki grill urodzinowy mojej siostry. Było naprawdę świetnie, ludzie się stawili z dobrymi humorami, jedzenie był ogrom (przez co pewnie przytyłam ;D). Drugiego dnia, hm.. właściwie to nie wiem co ja z tym dniem zrobiłam, uciekł mi przez palce. Ale wieczór był natomiast genialny. Impreza, spotkania, to, co lubię najbardziej. A wczoraj poszłam z koleżanką nad jezioro, spotkałyśmy paru kumpli, chwilę pogadałyśmy, jednakże wolimy swoje towarzystwo :) A jak Wam minął ten czas? Strasznie się za Wami stęskniłam, brakowało mi pisania na blogu, aczkolwiek jeśli pamiętacie, musiałam odbudować relacje z rodziną, znajomymi... A od dziś trzymam kciuki za maturzystów!

piątek, 27 kwietnia 2012

Zerkam właśnie na biurko, na którym od dłuższego czasu leży książka, którą chcę Wam opisać, aczkolwiek dziś nie mam weny. Słucham sobie właśnie hitów ubiegłego lata i przypominają mi się imprezy, nocne spacery, zawarte znajomości i strasznie za tym tęsknię. Ale jeszcze właściwie tylko miesiąc i do tego wrócę. Oprócz tęsknoty za wakacjami, zebrało mi się na wspominanie mojej klasy. W tym roku pożegnamy się. Każdy z nas rozejdzie się w inną stronę. Już się więcej nie spotkamy w takim gronie. A klasę mam naprawdę świetną, będę tęsknić za moimi dziwakami. Nawet dzisiejszy dzień był z pozoru zwyczajny, jednakże wyrył się w mojej pamięci. Ale ja mam chyba jeden problem. Nie potrafię pogodzić się z upływającym czasem. Za zmieniającą się rzeczywistością. Nie po raz pierwszy mam wrażenie, że stoję w miejscu. Niczego nie osiągnęłam, nie zrobiłam czegoś, co można byłoby uznać za krok do przodu. Szkoda.

Już dziś życzę Wam udanej majówki, gdyż odcinam się od rzeczywistości na najbliższy tydzień, chcę go poświęcić na odbudowę relacji z bliskimi i przede wszystkim z samą sobą...

Wasza M.

środa, 25 kwietnia 2012

Półmetek

Właściwie to 2/3 za nami. Powiem Wam, że czuję się o wiele lepiej niż po próbnych. Uważam, że mogło być trudniej. Jednakże ja wychodzę z tego założenia, że pierwszemu rocznikowi chcieli dać luzy. A tak dokładniej to tak. Historia- dużo kojarzyłam z lekcji, wiadomo, że jest kilka tak utartych pojęć, że trudno je pomylić i właśnie niektóre pytania były z tym związane. Dużo było na logiczne myślenie, odczytywanie z wykresów, zdjęcia. Naprawdę jak ktoś się porządnie skupił to 50% powinien mieć. Z języka polskiego, hm.. nie będę ukrywała, że cały test opiera się na zrozumieniu tekstów. Może 2-3 pytania były takie, że bez znajomości lektur mógł być problem. Ogólnie okazało się, że w jednym zadaniu mogły być 2 odpowiedzi. I teraz kwestia sporna czy unieważnić całe zadanie, czy uznawać jedną i drugą odpowiedź. Osobiście mi to obojętne. Temat rozprawki może i był łatwy, aczkolwiek ja zakatarzona nie za bardzo myślałam co napisać. Myślę, że 6/10 będę mieć. Przyrodnicze- jej, to była masakra. Ogólnie to straszliwie się bałam tego testu, nawet matematyki się tak nie przeraziłam, jak tego. Oczywiście, miałam świadomość tego, że nie umiem. Nie potrafię opisać tego, co czułam. Wiedziałam, że będę musiała strzelać we wszystkim, bo umysłem ścisłym nie jestem. Chciałabym mieć z tego chociaż 60%... Matematyka- oo, tutaj prawie wszystkie zadania mam dobrze :) Z czego jestem naprawę bardzo dumna. Typowa humanistka, a mam wrażenie, że poszło mi lepiej od niejednego ścisłego umysłu :) Tak więc jeszcze jutro i luzik. A Wam jak poszło?

Wasza M. :*

niedziela, 22 kwietnia 2012

Niedzielne ciepło :)

Miałam się wziąć za komentowanie Waszych blogów, ale wybaczcie, nie mam na to siły. Wróciłam do domu dobrze po 2, a wstałam o 6. Osiemnastka była meeega. Jestem strasznie zadowolona. Na początku nic nie wskazywało na to, że dziś rano będę miała problem z ustaniem na dwóch nogach. Wytańczyłam się za wszystkie czasy :) Niestety zdjęć z osiemnastki nie będzie, gdyż mój aparat odmówił posłuszeństwa i postanowiłam już z nim nie walczyć. Poznałam kilka naprawdę świetnych osób, dokładniej kilku niesamowitych chłopaków. A tak jak poprzednio, niektórzy zyskali w moich oczach zdecydowanie na plus. Oczywiście był spacer nocą i patrzenie na gwiazdy, wyglądało to niczym scena z jakieś romantycznej komedii. Było miło, szczerze mogę powiedzieć, że dziś mam w sobie tyle szczęścia, że mogłabym wszystkich obdarować i jeszcze miałabym przesyt :) Dziś dostałam prezent od M. i Ł. z Egiptu, mianowicie boginkę miłości. Powiem Wam, że to naprawdę działa :D To stąd to szczęście :) Ale mimo tej całej szczęśliwej otoczki siedzi we mnie coś, co mnie gryzie. Nie potrafię sobie z tym poradzić, to jest silniejsze ode mnie. Niestety.
Tymczasem ja niedługo wybieram się na spacer. Miłej niedzieli życzę.

M.

piątek, 20 kwietnia 2012

Friday :)

Jejku, jak się cieszę, że już dziś jest piątek. Miałam bardzo ciężki tydzień, a kolejny wcale nie zapowiada się lżej. Jak wiecie, mam egzaminy. Czytając post Galaxy, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co napisała. Nowy rozdział w życiu, tamten się kończy, a ten zaczyna. Może niekoniecznie boję się tego,czego nie znam, jednak włada mną lęk przed utratą tego, co znam. Tym bardziej, że chyba pójdę sama do klasy, nikt z moich znajomych raczej się tam nie wybiera. Z jednej strony to dobrze, bo nie będzie ciągnąć się za mną ktoś, kto cokolwiek o mnie wie. Będę mogła zbudować siebie od początku. Może odnajdę prawdziwą siebie, a może stworzę kolejną osobowość. Czasami dziwię się, jak ja daję sobie radę w pogodzeniu mojego życia. W szkole jestem kimś zupełnie innym, w domu i przy znajomych również. Ale takie życie właściwie odpowiada mi. Weszło mi to już w nawyk. Ale dość użalania się. Dziś lajcik był, tak jak pisałam ;D Aczkolwiek prześladuje mnie straszny ból gardła, którym się niepokoję, ale wytrzymam. Jutro kolejna osiemnastka! Yeaaaaaaah! :) Więc raczej jutro się nie odezwę, więc do niedzieli Kochani! :) :*

Wasza M.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Już czwartek.

Jak ja się cieszę, że już dzisiaj czwartek. Wstając rano myślę: "Przeżyć dzisiejszy dzień". Każda godzina zbliża mnie do egzaminu. Na razie się nie denerwuję, choć znając mnie wszystkie nerwy skumulują się w poniedziałek. Ogólnie to alergia daje mi się we znaki. Nie mogę się na niczym skupić przez straszny ból głowy i zapchane zatoki. Dziś postanowiłam wyrwać się z domu i wyjechałam z siostrą do miasta. Fakt był taki, że to nie był typowy shopping, ale oderwanie od rzeczywistości. Ogólnie to nie wiem, co się dzieje, ale zaczynam naprawdę dogadywać się z siostrą ;D W ogóle to dziś w szkole było naprawdę miło. Mimo tego, że miałam sprawdzian z historii. Właśnie, miałam do Was napisać już wczoraj, ale zaczęłam powtarzać, gdyż był to taki 'egzamin'. Począwszy od prehistorii do końca I wojny światowej. Wszystkie daty, władcy, bitwy, wojny, skutki, przyczyny. Jednakże rozwiązywaliśmy go w parach. Posadziła nas poziomem wiedzy, wiem, w tym momencie będę nieskromna, ale jestem jedną z dwóch najmądrzejszych, najlepszych z historii, osób w klasie. Siedziałam z dziewczyną na moim poziomie i we dwie nie mogłyśmy dać sobie rady. Mimo mojej świetnej orientacji w datach i wydarzeniach i świetnym, logicznym myśleniu koleżanki nie rozbroiłyśmy jednego z podpunktów w zadaniu, a to powinniśmy po podstawie z historii rzekomo wiedzieć. Do tej pory po mojej głowie chodzą jakieś daty, pomieszane. Ale mam to już za sobą. Jeszcze tylko w przyszłym tygodniu napisać egzamin i spokój. Właściwie dla nas zaczynają się wakacje ;D

Jutro lajcik. A jak u Was?

Wasza M.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Po.

Ja już po jednej osiemnastce. Jestem mega zadowolona. Wiem, miał być outfit, niestety, siostra wzięła ze sobą aparat na wyjazd i po prostu dziś już nie dam rady zgrać. Ale już wkrótce postaram się, żeby trafił on na tego bloga. A tak jeszcze o osiemnastce. Było świetnie. Super towarzystwo, atmosfera, jedzenie, muzyka. Ubawiłam się i przy okazji poznałam kilka osób, a o niektórych dowiedziałam się trochę więcej, zdecydowanie NA PLUS ;D Liczę, że za tydzień będzie tak samo, a nawet lepiej. Solenizant mam nadzieję był zadowolony. Tymczasem dziś już czeka mnie powrót do rzeczywistości, co trochę boli ;/ Nauka, nauka, nauka. Ostatnio zauważyłam, że moje życie nie składa się z niczego innego. To trochę przykre, ja zamiast korzystać z życia to siedzę nad książkami, często nadprogramowo. Oprócz porażek nie spotyka mnie nic. Mam wrażenie, że nawet jeśli miłość będzie koło mnie przechodziła to po prostu ją minę, nie pytając czy jest dla mnie. A czasami siedzą wieczorami, mam ochotę wtulić się w męskie ramiona i wiedzieć, że będą mnie chronić przed niebezpieczeństwami czyhającymi na każdym kroku. O! Właśnie, wczoraj się napatrzyłam. Niektórzy nie doceniają, że ktoś taki istnieje.Tak jakby wiedziały, że mogą robić, co chcą, bo ta druga osoba zawsze przy nich będzie. Jak dla mnie to trzeba się starać, nie można spocząć na laurach, jak to robią niektórzy faceci. Dlatego właśnie w takie samotne wieczory zazdroszczę mojej siostrze i wszystkim zakochanym. Jak patrzę na znajomych (bo o dziwo każde z nich ma swoją połówkę, tylko ja nie), że jeżdżą do siebie, spędzają piątkowe wieczory w swoim towarzystwie to cieszę się z ich szczęścia, jednocześnie marząc o kimś takim dla siebie. Dziś, więc chciałabym złożyć na ręce wszystkich zakochanych najszczersze życzenia. Przede wszystkim miłości, jak najwięcej, wytrwałości, tego, żebyście zawsze byli dla siebie oparciem. Zaufania, bo bez tego nie da się zbudować prawdziwego i trwałego związku oraz przyjacielskiej atmosfery między Wami, bo to ważne. Oczywiście Wam, dziewczyny, żebyście miały w co się wtulać i od kogo pożyczać bluzy w chłodne wieczory. :)


M.

sobota, 14 kwietnia 2012

Niedawno zakończyłam malowanie paznokci, czyli pierwsze przygotowanie do osiemnastki zakończone. Zostały mi jeszcze 2 godziny i dlatego właśnie wskoczyłam na chwilę na bloga. Przede mną jeszcze wyprostowanie włosów. Mam jeszcze problem z wyborem butów. Zastanawiam się, które założyć, ale postawię chyba na niższe. W przyszłym tygodniu też szykuje mi się osiemnastka, więc wtedy założę wyższe :) Jestem trochę zła na siebie, bo dziś oprócz powierzchownego posprzątania domu, nic nie zrobiłam. Zaczęłam się troszkę uczyć na poniedziałek, ale moja głowa jest zajęta przez zupełnie inne myśli. Powinnam zacząć powtarzać do egzaminu, bo to za 9 DNI!  Ale kto jak nie ja da radę ;D A jak Wam mija sobota? Jakie plany na wieczór? Może też imprezujecie? :) Postaram się jutro odezwać i może dodam outfit, po raz pierwszy :)

Wasza imprezowiczka, M. :);*

piątek, 13 kwietnia 2012

Wieczorem.

Dopiero przed 23:00, a ja już jestem zmęczona na maksa. Przepraszam, że jestem tylko taki weekendowym gościem, ale to wszystko przez nadmiar obowiązków. Aczkolwiek staram się nadrabiać zaległości z Waszymi blogami. Już oczy mi się zamykają, ale obiecałam sobie, że choć trochę Was poodwiedzam, bo brakuje mi czytania tego, co się dzieje tam u Was :) Wczoraj byłam na dniach otwartych w liceum, do którego pragnę się dostać. Jest do naprawdę wyzwanie. Najlepsze liceum w mieście, a żeby się tam dostać trzeba mieć średnią przynajmniej 4,5, a żeby mieć pewność, że się dostanę to przynajmniej 5.0. Może i nie jestem jakaś tam najgorsza i średnią powyżej minimum mam, ale naprawdę zależy mi na tej szkole. Do klasy idę albo sama, albo z koleżanką, którą tak średnio lubię, co dla mnie najprawdopodobniej będzie trzyletnim koszmarem. Ale muszę się Wam przyznać, że strasznie boję się nowej szkoły i obcych mi ludzi. Jak zamykam oczy to widzę tylko kręte, szkolne korytarze, którymi nas wczoraj oprowadzali, a w głowie same koszmarne myśli. Może macie jakiś pomysł, jakąś ciepłą myśl, żeby podtrzymać mnie na duchu? Jeśli tak, to będę Wam wdzięczna za wszystkie ciepłe słowa. Oczywiście, wszystkim tegorocznym absolwentom gimnazjum życzę dostania się do wymarzonej szkoły i klasy. Kochani!Jestem z Wami i trzymam kciuki najmocniej jak potrafię! :):*

Jutro postaram się coś dodać. W końcu zaczynają mi się jakieś imprezy. Jutro 18 kolegi, yeaaaaah! :)

I takim optymistycznym akcentem zakończę :)  (gdy patrzę na to zdjęcie, od razu przypominają mi się niedzielne, wakacyjne spacery)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Easter - the end.

Święta szybko się zaczęły i bardzo szybko się skończyły. Nawet nie wiem kiedy to minęło. Jak wcześniej pisałam całe Triduum Paschalne spędziłam w kościele. Oczywiście w przenośni, aczkolwiek wychodząc z domu po 16, wracałam po 20. Przynajmniej zrzuciłam trochę wagi, może nie mam z czego, ale straciłam. A po Triduum nastąpiła Wielkanoc, śniadanko wielkanocne w gronie najbliższych, bez kłótni, drobnych sprzeczek czy niepotrzebnie dzielących nas granic. Tego mi brakowało, od dawna. Tak rodzinnie się stało, chociaż na dwa dni. Jednakże ta atmosfera chyba się utrzymała, gdyż ciągle czuje to ciepło płynące z każdego kąta. Poniedziałek, potocznie Lany Poniedziałek naprawdę udany. Zostałam oblana cała, mam nadzieję, że to sprawi, że będę miała powodzenie w miłości, szkole lub finansach. A może Wy coś wiecie na ten temat? Chciałam Wam jeszcze dziś opisać jedną książkę. Mam dość czekania na I tom, którego nie mogę dostać w miejscowej bibliotece, co doprowadza mnie powoli do szału. Ktoś przetrzymuje tę książkę, jakby nie mógł jej już oddać. Mianowicie chodzi mi o "Posłanie z róż" N.Roberts. Napisana bez ogródek, bez ocenzurowania. Wszystko niby opowiada 4 dziewczynach/kobietach. Założyły firmę zajmującą się organizacją wesel 'Przysięgi'. Parker, właścicielka domu, ułożona, zajmująca się dopinaniem wszystkich szczegółów i rozwiewająca wszelkie wątpliwości przyszłych panien młodych. Mac, świetna fotografka, w tym tomie ma już męża - nauczyciela - Cartera. Laurel, mistrzyni wypieków, najlepsze torty, desery i wszystko, co słodkie ludzkość wymyśliła. I Emma- kwiaciarka, najpiękniejsze kompozycje kwiatowe to jej dzieło. Właśnie ona jest główną bohaterką książki. W przyjacielu domu zauważa kogoś więcej niż znajomego, początkowo sama nie chce się do tego przyznać, myśli, iż jest to chwilowe zauroczenie. Nie będę ukrywać, że w końcu przyznaje się do zakochania, Jack również. Próbują to zwalczyć, najpierw sami ze sobą. Później jednak decydują się na ryzyko, ryzyko miłości. Wszelkie sceny miłosne, seks nie są ocenzurowane. Przesycona erotyzmem, jednak ukazując emocje, które targają bohaterami. W końcu ktoś odważył się ukazać prawdę, nie poprzez filmy pornograficzne, jednak przez słowa i emocje, jednak w bardzo delikatny sposób. Nie odkrywa ona, jednakże wszystkiego, odrobinę pozostawia wyobraźni. Zachęcam do przeczytania.


Wasza M.

piątek, 6 kwietnia 2012

Święta

Dziś już Wielki Piątek. A święta dopiero za dwa dni. Nie mam już sił, padłam na przedbiegach. Na razie nie przygotuję dla Was streszczenia żadnej książki, gdyż są święta, więc trzeba sprzątać, to raz. A dwa, w kościele mamy strasznie dużo przygotowań dla służby liturgicznej. A najgorsze jest to, że znowu mój układ odpornościowy zawiódł. Czuję, że znowu przypałętało się do mnie jakieś choróbsko. Najchętniej to położyłabym się teraz pod ciepłą kołderką i odpoczywała, tak bez myślenia o problemach. Niestety w tej chwili moja choroba nie jest wskazana, gdyż zaczynają mi się egzaminy. Ale muszę się Wam pochwalić. Ja całkowita noga z fizyki, miałam 80% z testu. Najwięcej. Jestem z siebie nieopisanie dumna. W ogóle to się okazało, że mam kolejny test z WOS-u, na którym mnie nie będzie. A jeśli chodzi o książki, to właśnie czytam lekturę szkolną, muszę się pospieszyć, ponieważ na 40 osób, mamy tylko 6 książek, a ma ona 390 stron. Mianowicie jest to 'Madame'.. Przebrnęłam już przez 1/4 lektury. A tak w ogóle to jak u Was przygotowania do świąt? Czekacie na nie z niecierpliwością czy raczej zmęczeniem, tak jak ja? A jak u Was ze Śmingusem-Dyngusem? U mnie co roku wygląda to tak, że w ciągu dnia przebieram się jakieś sześć razy, bo jestem oblewana hektolitrami wody i perfumami rzecz jasna :)

Trzymajcie się ciepło, Wasza M.

wtorek, 27 marca 2012

Rytm serca

Mój blog miał być o książkach, a zrobiła się z tego góra moich przemyśleń i planu dnia. Zamiast opisać Wam książki, które zdążyłam pochłonąć to o szkole opowiadam. Poprawiam się, więc dziś napiszę już o książce. Mianowicie RYTM SERCA Danielle Steel. Nie pamiętam czy o niej wspominałam. Ogólnie to taki bardziej obyczaj niż romans, którym ostatnio się interesuję. Owszem miłość to myśl przewodnia całej fabuły. Książka rozpoczyna się od prologu, w którym opisane jest jak wszystko się zaczęło. Także w skrócie postaram się dla Was to napisać. Bill pisze scenariusze do mydlanej opery, którą stworzył od początku, całkiem sam. Ma żonę, dwóch synów, czyli sielanka. Niestety jego żona nie wytrzymuje, gdy okazuje się, że miejsce akcji się zmienia, a razem z nim miejsce zamieszkania państwa Thipgen'ów. Żona postanawia w końcu rozwieść się z Billem, zatrzymując ze sobą synów. Bill wraz ze swoją produkcją przeprowadza się. Do czasu rozpoczęcia akcji książki Bill sypia z różnymi kobietami -aktorkami, modelkami. W tym samym mieście mieszka Adriana z mężem Stevenem. Ona -asystentka producenta Wiadomości, on - skupiający się wyłącznie na swojej karierze. Adriana zaczyna odczuwać niedosyt, jednak wie, że mąż nie chce nawet myśleć o dziecku. I tu zaczyna się akcja. Niestety, Adriana i Steven 'wpadają'. Steven odchodzi. Zastrzega, że jeśli kobieta dokona aborcji wróci do niej i będą wiedli piękne życie jedynie we dwoje. Czy Adriana będzie wiedziała czego chce? Okazuje się bowiem, że gdy w grę wchodzą uczucia nic nie jest takie proste. Czy drogi Adriane zejdą się ze Stevenem, czy może z Billem?
Osobiście w napięciu specjalnie książka nie trzyma, jednak pod koniec jest moment, w którym poleciały mi łzy. A chodziło po prostu o akceptacje. Książka pokazuje jak wiele można zrobić dla miłości i z miłości :) Zachęcam do czytania, osobiście polecam!

A teraz pytanie, które nie dotyczy tej książki. Czy czytałyście może książkę Jaye Ford "Poza strachem"? A może coś o niej słyszałyście? Obecnie jestem na etapie zamawiania i nie wiem czy się opłaca. A może znacie książki w podobnej tematyce co ta? :)

Buziaki, M.

niedziela, 25 marca 2012

Wiosna, wiosna, wiosna, ach, to Ty! :)

Znowu przepraszam, że mnie nie było, ale to po pierwsze, te sprawdziany, a po drugie miałam problem z internetem. Nie wiem, co się działo/dzieje. Teraz cudem udało mi się załadować nowy post, z czego jestem niezmiernie dumna. Dziś pierwszy raz od dawien dawna mogłam sobie pozwolić na wyjście na zewnątrz, na dłużej niż 10 min i w efekcie przeszło 40 min siedziałam sobie na ławce i delektowałam się słoneczkiem, które raz po raz wyglądało zza chmur, żeby ogrzać mnie. Owszem wiatr wieje strasznie zimny, ale ja oczywiście wcześniej przemyślałam to i założyłam sobie szal :) najbliższy tydzień też nie wygląda ciekawie, aczkolwiek w środę mnie w szkole nie będzie, co jest bardzo pokrzepiające ;D a jak Wam minął tydzień? Jak zapowiada się następny? :)

piątek, 16 marca 2012

Sorry.

Z tego miejsca przepraszam za nieobecność, ale teraz już tak będzie. Ten tydzień cały leżałam w łóżku i szczerze powiedziawszy nawet nie miałam ochoty podchodzić do komputera. Owszem, nie powiem, że w ogóle nie korzystałam, bo przeglądałam takie podstawowe strony, ale nie miałam siły na tworzenie nowego posta.Tydzień chorowałam i wcale nie jestem zdrowsza, mimo tego, że wszyscy chodzili wokół mnie. Lekarstwa, soczki, herbatki, ciepła kołderka i jedzonko podstawiane pod nos. Nic, zupełnie nic. Ból nie minął. Ale mimo tego, że wyleżałam się, odpoczęłam to ma to swoje wady. 8! sprawdzianów do napisania. O ile oczywiście mój nauczyciel mi na te dwa pozwoli. Bo może będę musiała dwa tygodnie pod rząd zostawać po lekcjach. A tak w ogóle to w mojej szkole jak co roku odbył się bal gimnazjalny dla trzecioklasistów i w końcu dostałam płytę z niego! ;D Mordka cieszyła mi się niesamowicie, ale szybko to minęło. Nie dość, że na płytę musieliśmy długo czekać, zapłaciliśmy jak za takie coś kupę kasy, a po obejrzeniu strasznie się zawiodłam. Po pierwsze czołówka według mnie trochę źle zmontowana. Potem, wszystkie najlepsze momenty po prostu nie nagrane. Płyta za grosz nie oddała tego, co przeżyliśmy. Ja rozumiem, że emocji może nie da oddać się na płycie. Ale przecież można było ciekawiej to zmontować. Nie ma momentu, w którym wręczamy bukiety wychowawczyniom. Nie ma momentu, w którym nauczyciel swoim krawatem smyra mnie po nosie, wiem, trochę żałosne, ale to są właśnie WSPOMNIENIA. Nie ma momentu, w którym dyrektor sam poprosił mnie do tańca. Nie ma momentu, gdy zaczyna lecieć w przerwie Danza Kuduro i nagle miejsca przy stołach pustoszeją i nawet nauczyciele do nas przychodzą się powyginać. Nie ma tańca zadedykowanego dla dziewczyn, które są boso. Jednym słowem nagrane tak jak zawsze, czyli wszystko, co podstawowe. Jeszcze podobno mojemu koledze się zacina, więc nic nadzwyczajnego.

A jak Wam kochani minął tydzień? Podzielcie się ze mną, bo od tygodnia czuję się jak odcięta od świata... A może coś fajnego się przytrafiło, chętnie poczytam. Jeśli macie jakieś pytania dotyczące mnie lub czegokolwiek związanego ze mną,  zadawajcie je w komentarzach :) Chętnie odpowiem.

Buziaki, M.

niedziela, 11 marca 2012

Przyjaciel

Post całkowicie poświęcę osobie, którą kocham ponad życie. Mianowicie moja przyjaciółka Karolina. Od zerówki, czyli jakieś 9 i pół roku jesteśmy ze sobą związane tak zwaną nicią przyjaźni. To jest osoba, która zna moje upadki i wzloty, na którą krzyczę, a ona mimo wszystko wysłucha tego i zapomni. Przeżywała ze mną pierwsze miłości i zawody. Wszystkie moje sukcesy i porażki. Jest przy mnie, wtedy kiedy tego najbardziej potrzebuję. Co robię, gdy coś mi nie wychodzi: dzwonię do niej. A kiedy mam jakąś dobrą wiadomość, jak idiotka krzyczę jej do słuchawki. A ona to wszystko wytrzymuje. Oczywiście, sielanka nie trwa nieprzerwanie. Kłócimy się, ale nie możemy wytrzymać bez siebie dłużej niż 15 minut. Kto mnie wysłucha jak potrzebuję się wyżalić, Kaja, zawsze. Chcę jej z tego miejsca podziękować, że wytrzymuje ze mną, że słucha po 20 razy tego samego bez marudzenia. Dziękuję za to, że możemy gadać całą noc, a rano i tak mamy mnóstwo rzeczy do powiedzenia. Dziękuję i kocham cię! :*

A Wy macie kogoś takiego jak ja? Czy może mi zazdrościcie? ;p

czwartek, 8 marca 2012

Dzień Kobiet

Dziś tylko życzenia dla Was Kobiety! :)
Aby nie tylko dziś mężczyźni o Was pamiętali, a jeśli nie macie takowego to, abyście znalazły takiego, który będzie Was kochał, dbał, przytulał, kłócił i przepraszał za to, że nawet jeśli miał rację to jej nie miał. Abyście codziennie uśmiechały się, dlatego że jesteście bardzo szczęśliwe. Abyście nigdy nie musiały udawać kogoś, kim nie jesteście. Aby każdy dzień był dla Was pełen szczęścia i słodyczy. Abyście przez 365 dni w roku kochały i były kochane! :)

środa, 7 marca 2012

Banał codzienności.

Jak w tytule. Dopadł mnie i obezwładnił. Rano wstaję, jem śniadanie, wychodzę do szkoły, kilka(naście!) godzin w szkole, wracam, uczę się i idę spać. Nawet nie potrafię się wybić ponad to, co robię. Nauka pochłonęła mnie do tego stopnia, że po nocach siedzę nad książkami, a rano wstaje i wyglądam jakbym była zombie. Podkrążone oczy, zapadnięte policzki, przyklejony sztuczny uśmiech. Ostatnio zauważyłam, że zaczęłam tracić na wadze, a zalecenia lekarza były jasne: masz nabierać, a nie tracić. To wszystko przez stres. Dziś do godziny 12 miałam problem z przełknięciem czegokolwiek, gdyż tak działa na mnie stres związany z lekcjami (niektórymi oczywiście). Zastanawiałam się jak można bezstresowo żyć. Tak się nie da, bynajmniej w moim przypadku. Tym bardziej, że codziennie dostaję porządnego kopa w tyłek. Przegrywam, a na kolejny dzień muszę wstać i próbować wygrać. Chyba czas nauczyć się pokory, jednakże dla mnie to jest tak jak spełnić swoje marzenie, nieosiągalne. Świat wymknął się spod mojej kontroli. Od zawsze wszystko uporządkowane, szkoła, porządne studia i praca, które pozwoli mi spełnić się zawodowo, mąż, dziecko. Wszystko tak jak Pan Bóg przykazał. Jednak już na pierwszym etapie wszystko zburzyłam. Najgorsze jest to, że na własne życzenie rozwalam to, co najważniejsze. Nie zyskuję zaufania, a je tracę. Chcę kochać, a ranię. Jedyna miłość jaka mnie spotyka to ta nieodwzajemniona. Czasem uważam, że jestem zbyt poważna i poukładana, gdyż osobnicy płci przeciwnej czują się przy mnie tacy niepoukładani, chaotyczni. Zagubiłam siebie w sobie. Nie żyję w zgodzie ze sobą, ale z tym, co narzucają mi inni. A jak Wam minęły te trzy dni? Jutro Nasze święto, myślicie, że mężczyźni pamiętają? :)


Wasza M.

sobota, 3 marca 2012

Wezwanie do miłości

Także nadrabiam swoje blogowe zaległości. Po pierwsze dziękuję za to, że ktoś mnie czasem odwiedza i nawet chce komentować. Dziś napiszę o książce, którą przeczytałam już bardzo dawno, czyli jakieś półtora tygodnia temu. Jest to książka Anthony'ego de Mello, autora Przebudzenia, przyznam się- nie czytałam. Prezentuje ona ostatnie medytacje pisarza. Są to zapiski człowieka, który miał odwagę zobaczyć rzeczywistość i dlatego był pełen współczucia i miłości dla wszystkich istot i rzeczy; mistyka, który rozkoszował się wszystkim i niczym. Ich tematem jest przede wszystkim miłość i to, co ją utrudnia: przywiązania, pragnienia, żądze, chciwość, systemy wierzeń lub przekonań- jednym słowem uwarunkowania oraz sposób, w jaki można się od nich uwolnić po to, aby wiedzieć, aby kochać.
Tak podaje oficjalne streszczenie książki. Moje zdanie jest trochę inne. Na wstępie napiszę, że książka nie nadaje się dla ludzi, którzy są szczęśliwi, którzy mają swoją ukochaną osobę, rodzinę i poczucie bezpieczeństwa. Nie nadaje się ona również dla ludzi, którzy wiedzą o sobie, że mają słabą psychikę. Książka próbuje zmanipulować ludzi. Nie ukrywam, często sprowadza się ona do Boga (jestem wierząca praktykująca), ale chyba to nie On jest przesłaniem. Autor w pewien sposób chce pokierować życiem czytelnika. Bynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Ma ona zaledwie 160 stron, ale każda strona przynosi to samo. Zakaz przywiązania. Nie ukrywam, że Anthony'emu udałoby się kierować tym, co robię, ale ja z czystego lenistwa nie robiłam tego, co mówiła książka. Zmienia ona oblicze nas samych. Zmusza do zajrzenia wgłąb siebie i niekoniecznie pozwala wrócić do tego, co było.Według autora, ktoś, kto jest przywiązany nawet do mamy nie potrafi szczerze kochać. Być może źle odebrałam ogólne przesłanie Mello, ale nie chcę wracać do tej książki. Zakochania! ta książka może sprawić, że zechcecie pozbyć się przywiązania i tym samym ukochanej osoby. Słyszałam z ust osoby, która zaczęła to czytać (ma swoją drugą połówkę) i na wstępie zaznaczyła, że nie zgadza się z nim w pewnych kwestiach i po prostu zrezygnowała z dalszego czytania. Jedyne, co podobało mi się w niej to rozdziały rozpoczynały się od Słowa Bożego i naprawdę do niego nawiązywały, co ogromnie mnie zdziwiło, gdyż każdy wie, jak dzisiejszy świat traktuje Pismo Święte. Jednakże był cytat, który pomógł mi zrozumieć nieodwzajemnioną miłość i się z Wami podzielę, zapamiętajcie to zdanie i każde słowo wypowiadajcie w zgodzie z własnym sercem.


W gruncie rzeczy nie jestem wcale do ciebie przywiązana. Zwyczajnie łudziłam się, wierząc, że bez ciebie nie będę mogła być szczęśliwa.

Buziaczki, M.

ShinyBox

Przepraszam, że nie było mnie przez kilka dni, ale to właśnie przez nawał nauki. Sprawdzian za sprawdzianem, kartkówka za kartkówką. Trudno jest mi przez to przebrnąć jak na razie. A kalendarz do końca marca jest tak zapełniony, że nawet nie mam miejsca na jakiekolwiek spotkania z przyjaciółmi. Do tego wszystkiego doszło to, że rano obudziłam się z ogromnym bólem gardła i głowy. Z tego miejsca tak w ogóle chciałam podziękować mojemu przyjacielowi D., że spędził ze mną wczorajszy wieczór i opowiedział co się u niego dzieje, a także wysłuchał mojego marudzenia na temat wyglądu, szkoły i miłości. Ten czas nie jest czasem straconym, NIGDY. Dziękuję za to, że jesteś przy mnie i to, że cię poznałam to, że jesteś ze mną jest dla mnie bardzo ważne.Wczoraj po tym jak zostałam sama czytałam książkę, tom II książki Nory Roberts, szukam tego I tomu i nie mogę znaleźć. Jutro napiszę Wam jak moje przeżycia po przeczytaniu Noce w Rodanthe. Ale dosyć o tym. Może w końcu napiszę o tym, o czym jest w tytule, mianowicie ShinyBox.


ShinyBox to pięknie zapakowane pudełko z pięcioma mini produktami kosmetycznymi, dostarczone do Twoich drzwi każdego miesiąca. To sposób na poznanie najnowszych trendów w kosmetyce, odkrycie luksusowych produktów oraz ich wypróbowanie przed zakupem. Nasze produkty, to kosmetyki polskich oraz zagranicznych marek. To produkty o takiej objętości, która pozwoli Ci je w pełni przetestować i ocenić czy są dla Ciebie idealne!
Po zarejestrowaniu się pod tym linkiem KLIK  ,poleceniu znajomym możesz dostać właśnie takie ShinyBox. Skorzystaj już teraz! :)

środa, 29 lutego 2012

Kolejny ciężki dzień.

O matko! Przeżyłam dzisiejszy dzień. Rozprawka z WOS-u: napisana i to jest dla mnie na chwilę obecną największe osiągnięcie. Jakby mi dziś ulżyło. Jutro kartkówka z historii, pewnie z chemii, ale już się nauczyłam, także mogę dla Was napisać. Jutro mam tylko do 12:30 lekcje! Ooooo Yesssssssss ;D  Zaczęłam czytać 'Noce w Rodanthe', początek się rozkręca, aczkolwiek nie mam czasu na razie czytać, gdyż ja muszę na to poświęcić co najmniej 2 godz., żeby sobie na spokojnie każdą linijkę przeanalizować, zastanowić się jak ją później Wam przekazać, żeby zachęcić do czytania. Dziś uświadomiłam sobie, że zostało 55 dni do mojego egzaminu. Jej... już się zaczynam załamywać, nie chcę mi się wziąć za naukę, gdyż tego jest za dużo. Uczyłam się przez dwa i pół roku dzień w dzień, temat w temat, dawałam z siebie tyle na ile byłe mnie stać. Pisałam każdą pracę, chodziłam na dodatkowe zajęcia, nie miałam życia towarzyskiego wiele, bo nauka, nauka, nauka. Teraz nie będę już taka głupia, muszę korzystać, pókim młoda ;D Zaplanowałam sobie, że te wakacje będą jednymi z najlepszych w moim życiu. Może gdzieś wyjadę lub spędzę te wakacje w swoim małym świecie, wśród oddanych przyjaciół i dobrych znajomych. Całymi dniami mam zamiar leżeć na słońcu (może w końcu się opalę!). A do Was roczniku '96 pytanie: jak nauka? Macie już jakieś szkoły, profile wybrane? A do wszystkich: macie jakieś plany wakacyjne już? :D :)


Pozdrawiam gorąco, M.

wtorek, 28 lutego 2012

Wtorek.

Dziś wtorek, dopiero wtorek. Bardzo męczący dzień. Ledwo się ruszam normalnie. Ale muszę się Wam pochwalić, zdobyłam trzy meeeeeeeega poszukiwane przeze mnie książki, o których zapewne w najbliższym czasie napiszę. Dwie autorstwa Nory Roberts, a jedna Nicholasa Sparksa. Niestety te dwie pierwsze to są II i III tom, brakuje mi I, bo IV już dawno przeczytany i też się z wami podzielę, ale tak po kolei będę szła, żeby się nie pomieszało. Jak tylko zdobędę ten I tom to zaraz napiszę. W szkole jak to w szkole, godziny ciągnęły się i ciągnęły. Na nogach jestem o 6:30! I dopiero po 10 godzinach wróciłam i mogę spokojnie odpocząć. Ale myśl, że na jutro rozprawka z WOS-u i słownictwo z angielskiego ciągnie się za mną od rana. Normalnie uczepiła się i nie chce odejść. Nawet jak teraz piszę to mam w głowie, że zaraz będę musiała się zbierać i iść się czegoś w końcu uczyć. Na szczęście mój mózg szybko przyswaja słownictwo. A rozprawkę jakoś, jakoś też zapamiętam. Przecież wszystko jest do zrobienia, szczególnie w moim przypadku. Dziś miałam zaliczenie z edb i zgadnijcie... ZALICZYŁAM na 5 ;D Ale się przy tym naśmialiśmy. Będzie mi brakować tych osóbek z mojej klasy. Ale taki kolej rzeczy jest, że wszystko się kiedyś kończy, z każdym przyjdzie nam się rozstać. Muszę przyznać, że dzisiejszy dzień przeżyłam lepiej niż wczorajszy. Tak powoli wbijam się w ten szkolny rytm. Co myślicie o narzucaniu innym swojej woli? Czy to w niektórych sytuacjach ma swoje uzasadnienie, czy to jest po prostu chamskie? A tak w ogóle to jak Wam minął dzisiejszy dzień? Ciężko było czy taki lajcik bardziej? Jakieś plany na jutro? Mój to WSTAĆ, PRZEŻYĆ, ZASNĄĆ :)

Buziaki. M. :)

poniedziałek, 27 lutego 2012

tired.

To jakaś masakra. Dziś pierwszy dzień po feriach, a ja wróciłam ze szkoły zmęczona na maksa. Od razu zasnęłam. Nie będę ukrywać, że ta godzinka bardzo mi pomogła. Bo w ogóle to rano wstałam o 6. Wyobrażacie sobie? Wiem, może trochę przesadzam, ale ja w ferie spałam do 11! Trudno mi się przestawić. W szkole jak to w szkole. Godziny ciągnęły się niemiłosiernie długo. Każda jakby zamiast trwać 45 minut, trwałą dwa razy więcej. A do tego jeszcze ta towarzysząca mi myśl, że jak wrócę to się muszę wziąć za naukę, bo jutro zaliczenie pierwszej pomocy i referat z fizyki. A na środę rozprawka z WOS-u i słownictwo z angielskiego. Na szczęście w tym tygodniu tylko jeszcze kartkówka z historii i to na tyle. Za to kolejny tydzień zapowiada się o wiele gorzej. A cały weekend jestem zawalona nauką. Wiem, że nauka nie zając nie ucieknie i lecę zaraz na mój kochany serial Pierwsza miłość. Oglądacie? A jak Wam minął poniedziałek?

Buziaki, M.

niedziela, 26 lutego 2012

Trochę więcej niż książka.

Muzyka, której słucham skłoniła mnie do refleksji, więc o książce dziś nie będzie, może później. Przedstawię wam moją sytuację. Mam psa, właściwie dwa, ale chodzi o tego pierwszego, pana F. Normalnie jest taki, że nie da się go uspokoić, jest wszędzie. Biega, skacze, jak trzeba to i powarczy na nieprzyjaciela. Ale tego dnia coś było nie tak, wychodząc rano do szkoły nie wyszedł, żebym go pogłaskała, myślałam 'śpi'. Ale wróciłam i było to samo, nie wybiegł. Poszłam zobaczyć co się dzieje. A on leży. Serce stanęło mi w gardle. Nie wiedziałam czy krzyczeć, czy zacząć płakać. Pobiegłam po rodziców. Zobaczyli go, zadzwonili, gdzie trzeba, jakieś spekulacje na temat choroby. Powiedzieli: -Czekamy do jutra, jeśli się nie poprawi,jedziemy do weterynarza. Rano wstałam i od razu do niego pobiegłam. Nie zmieniło się. Szybko do samochodu i jedziemy. Ja musiałam zostać w domu. Czekałam, czas się niemiłosiernie dłużył. Wrócili, powiedzieli, że weterynarz nie jest w stanie powiedzieć co mu jest. Nie ma żadnych konkretnych objawów, oprócz tego, że my wiemy, że z niego uszła cała radość. Mijały dni, dwa, trzy. Nie wytrzymałam. Wiedziałam, że coś z nim jest nie tak, ale nie mogłam pomóc. Całe dnie siedziałam i szukałam chorób, objawów, leczenia. Nic. Zaczęłam się modlić, pan F. jest jednym z najważniejszych istot w moim życiu. Z tej ogarniającej mnie bezsilności zamknęłam się w sobie, jakby to miało w czymś mu pomóc. Niedziela wieczór. Jestem tylko z tatą, a pan F. leży. W dzień siedziałam z nim, głaskałam. Tata stwierdzi, że zobaczy co tam u niego. Ja czekając na niego, myślałam co się dzieje, że tak długo nie wraca. Gdy przyszedł, bałam się zapytać co jest, bałam się odpowiedzi. Nie mieliście tak kiedyś? Tata powiedział, że on już prawie nie oddycha. Wtedy coś we mnie pękło. Wpadłam w furię, oskarżając wszystkich za to, co mu jest. Przez łzy wylewałam całą swoją złość, która zbierała się we mnie przez te dni. To była moja bezsilność. Gdy wyszłam, cała drżąc ze strachu przed tym, co mogę zobaczyć wyszedł do mnie. Poszłam z nim na spacer, chciał wyjść! Rano było to samo, leżał i tylko delikatnie biło mu serduszko, to które tak kocham. Do weterynarza. Na miejscu oznajmił, że to najprawdopodobniej otrucie. Ale kto do cholery chciał otruć mi psa? Do tej pory to pytanie krąży w mojej głowie. Kroplówka. Po powrocie jakby coś już się poprawiło, jakby ta iskierka życia wróciła. Z każdym dniem było coraz lepiej. Wiecie jakie to piękne uczucie, gdy patrzę i widzę, że wszystko wraca do normy, że wszystko się układa. Kilka miesięcy później siedzę u siebie w pokoju, maluję paznokcie i nagle słyszę przeraźliwy pisk mojego psa. Nie mam pojęcia co się stało. Cała drżę, zbiegam na dół i pytam co się dzieje. Niestety moja siostra tak samo jak ja nie jest mi w stanie nic powiedzieć. Gdy przytuliła mnie, coś pękło, znowu płacz. Ona wyszła zapytać się co jest panu F. Ja byłam zbyt przerażona tym, co usłyszę. Wróciła. Przez łzy zapytałam co się dzieje, choć tak strasznie bałam się odpowiedzi. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, przecież mógł zginąć. Okazało się, że wpadł pod samochód. Nie wiem jak się wydostał z ogrodzenia. Ma złamaną łapę, tylko złamaną łapę. Moja radość była nie do opisania. Nic mu się nie stało. Okazało się z czasem, że pan F. to najsilniejszy pies jaki istnieje. Bez problemu biega na trzech łapkach. Widzę, że go to trochę boli, ale nie pokazuje tego, jeśli nie musi. A Wy macie kogoś, kto jest dla Was tak ważny jak dla mnie pan F. i pan C.? Czy też przeżyliście takie chwile jak ja? Śmiało, podzielcie się ze mną :)

sobota, 25 lutego 2012

INTRUZ

To moja najukochańsza książka. Ma 559 stron, przez które przeszłam. Myślałam, że to zaledwie 50 stron. Czyta się niesamowicie szybko. Bardzo nie lubię fantastyki, a taką niestety odrobinkę jest, ale jeśli się w to wczuć to tak jak w prawdziwym życiu. Stephenie Meyer jest również autorką sagi Zmierzch. Nie czytałam, co prawda, ale przymierzam się. Oczywiście, jak w każdej książce są wątki miłosne, które z czasem biorą górę nad całą fabułą. O tej powieści nie da się napisać krótko, ale postaram się troszeczkę skrócić.
Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg.  Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie - jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć. Znajdują Jareda i brata Melanie. Z czasem każda z nich odnajduje siebie w sobie. Wagabunda i Melanie zaczynają wspólne życie, jednak Wagabunda z trudem próbuje zdobyć zaufanie ludzi i wiarę w to, że Melanie żyje w niej.
POLECAM! To pierwsza książka, na której czekam ekranizacje. Ogólnie wolę czytać, ale ta książka ma w sobie coś, co obudziło we mnie pragnienie zobaczenia filmu. Nauczyłam mnie ona, że można wszystko, nawet odbudować zaufanie stracone lub nadszarpnięte. Przy okazji pokazała również nieufną i zawistną naturę człowieka. Bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto nas nie akceptuje i Wagabunda też ma problem z taką osobą. Ale powieść ukazuje, że jeśli dobrze poszukamy to znajdziemy kogoś życzliwego, kogoś kto zechce pomóc. Wagabunda z Melanie nie poddają się. Tutaj również poleciało mi kilka łez, ale warto!

Pozdrawiam, M.

piątek, 24 lutego 2012

List w butelce

Teraz już o książce. Na razie jedyna jaką przeczytałam Nicholasa Sparksa, aczkolwiek już jedną sobie zamówiłam, a kolejną pożyczam od koleżanki. Cóż za nieludzka pora jest teraz, ale oglądam film i sobie przy okazji piszę. List w butelce to piękna, a właściwie najpiękniejsza książka jaką przeczytałam. Wstyd się przyznać, ale płakałam przy niej jak bóbr. Gdy ktoś wchodził do pokoju to śmiał się ze mnie, a dla mnie to naprawdę nie było śmieszne. Ogólnie o książce:
Wyrzucona za burtę butelka, zdana na kaprys losu, mogła trafić w najodleglejszy zakątek świata. Zamiast tego, po niecałym miesiącu podróży, wypłynęła na plaży nad zatoką Cape Cod, gdzie znalazła ją spędzająca nadmorskie wakacje Theresa Osborne, dziennikarka z Bostonu, samotnie wychowująca dwunastoletniego syna. W środku był list miłosny napisany do zmarłej żony i zaczynający się od słów: "Moja najdroższa Catherine, tęsknię za Tobą, ukochana, tak jak zawsze, ale dzisiaj było mi bardzo ciężko, bo ocean śpiewał o naszym wspólnym życiu." Zaintrygowana i przejęta do głębi historią pary kochanków, Theresa rozpoczyna poszukiwania człowieka, który potrafił tak mocno i wiernie kochać. Kim był mężczyzna? Gdzie się teraz znajduje? Jej spotkanie z tajemniczym Garrettem zaowocuje wielką miłością. 
Napisałabym jak się to skończy, ale pewnie nie zachęciłoby was to do przeczytania. Ale koniec książki to momenty, które wyciskają łzy jak cebula. Płakałam jak małe dziecko, gdy się kończyła. NAPRAWDĘ POLECAM! Jeśli przeczytacie to proszę o Wasze opinie - są mile widziane:) wrzucam dla Was okładkę :) może zachęcająco nie wygląda, ale pobudza wyobraźnię.


Pozdrawiam, M.

Początek

Tytuł banalny jak i cała początkowa notka. Być może, gdy już wbiję się w ten rytm blogowania, banalność zniknie. Ja mam przynajmniej taką nadzieję. Reaktywuję bloga po raz szósty (chyba). Tym razem żadnego ukrywania. Chcesz obserwować, proszę bardzo, jeśli twój blog mnie zainteresuje, odwdzięczę się tym samym. Nie zależy mi na oglądalności czy komentarzach. Tu chciałabym opisywać swój dzień i najbardziej - książkę, którą właśnie przeczytałam. Tego samego chciałabym od was, żebyście polecali mi jakieś książki i dzielili się ze mną jak wam minął dzień.

Pozdrawiam, M. :)