niedziela, 26 lutego 2012

Trochę więcej niż książka.

Muzyka, której słucham skłoniła mnie do refleksji, więc o książce dziś nie będzie, może później. Przedstawię wam moją sytuację. Mam psa, właściwie dwa, ale chodzi o tego pierwszego, pana F. Normalnie jest taki, że nie da się go uspokoić, jest wszędzie. Biega, skacze, jak trzeba to i powarczy na nieprzyjaciela. Ale tego dnia coś było nie tak, wychodząc rano do szkoły nie wyszedł, żebym go pogłaskała, myślałam 'śpi'. Ale wróciłam i było to samo, nie wybiegł. Poszłam zobaczyć co się dzieje. A on leży. Serce stanęło mi w gardle. Nie wiedziałam czy krzyczeć, czy zacząć płakać. Pobiegłam po rodziców. Zobaczyli go, zadzwonili, gdzie trzeba, jakieś spekulacje na temat choroby. Powiedzieli: -Czekamy do jutra, jeśli się nie poprawi,jedziemy do weterynarza. Rano wstałam i od razu do niego pobiegłam. Nie zmieniło się. Szybko do samochodu i jedziemy. Ja musiałam zostać w domu. Czekałam, czas się niemiłosiernie dłużył. Wrócili, powiedzieli, że weterynarz nie jest w stanie powiedzieć co mu jest. Nie ma żadnych konkretnych objawów, oprócz tego, że my wiemy, że z niego uszła cała radość. Mijały dni, dwa, trzy. Nie wytrzymałam. Wiedziałam, że coś z nim jest nie tak, ale nie mogłam pomóc. Całe dnie siedziałam i szukałam chorób, objawów, leczenia. Nic. Zaczęłam się modlić, pan F. jest jednym z najważniejszych istot w moim życiu. Z tej ogarniającej mnie bezsilności zamknęłam się w sobie, jakby to miało w czymś mu pomóc. Niedziela wieczór. Jestem tylko z tatą, a pan F. leży. W dzień siedziałam z nim, głaskałam. Tata stwierdzi, że zobaczy co tam u niego. Ja czekając na niego, myślałam co się dzieje, że tak długo nie wraca. Gdy przyszedł, bałam się zapytać co jest, bałam się odpowiedzi. Nie mieliście tak kiedyś? Tata powiedział, że on już prawie nie oddycha. Wtedy coś we mnie pękło. Wpadłam w furię, oskarżając wszystkich za to, co mu jest. Przez łzy wylewałam całą swoją złość, która zbierała się we mnie przez te dni. To była moja bezsilność. Gdy wyszłam, cała drżąc ze strachu przed tym, co mogę zobaczyć wyszedł do mnie. Poszłam z nim na spacer, chciał wyjść! Rano było to samo, leżał i tylko delikatnie biło mu serduszko, to które tak kocham. Do weterynarza. Na miejscu oznajmił, że to najprawdopodobniej otrucie. Ale kto do cholery chciał otruć mi psa? Do tej pory to pytanie krąży w mojej głowie. Kroplówka. Po powrocie jakby coś już się poprawiło, jakby ta iskierka życia wróciła. Z każdym dniem było coraz lepiej. Wiecie jakie to piękne uczucie, gdy patrzę i widzę, że wszystko wraca do normy, że wszystko się układa. Kilka miesięcy później siedzę u siebie w pokoju, maluję paznokcie i nagle słyszę przeraźliwy pisk mojego psa. Nie mam pojęcia co się stało. Cała drżę, zbiegam na dół i pytam co się dzieje. Niestety moja siostra tak samo jak ja nie jest mi w stanie nic powiedzieć. Gdy przytuliła mnie, coś pękło, znowu płacz. Ona wyszła zapytać się co jest panu F. Ja byłam zbyt przerażona tym, co usłyszę. Wróciła. Przez łzy zapytałam co się dzieje, choć tak strasznie bałam się odpowiedzi. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, przecież mógł zginąć. Okazało się, że wpadł pod samochód. Nie wiem jak się wydostał z ogrodzenia. Ma złamaną łapę, tylko złamaną łapę. Moja radość była nie do opisania. Nic mu się nie stało. Okazało się z czasem, że pan F. to najsilniejszy pies jaki istnieje. Bez problemu biega na trzech łapkach. Widzę, że go to trochę boli, ale nie pokazuje tego, jeśli nie musi. A Wy macie kogoś, kto jest dla Was tak ważny jak dla mnie pan F. i pan C.? Czy też przeżyliście takie chwile jak ja? Śmiało, podzielcie się ze mną :)

7 komentarzy:

  1. no jasne. ;) ja już obserwuję , teraz Twoja kolej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja niestety i stety nie mam nikogo takiego jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również mam dwa psy ,które kocham , ale mam też chomika i to on jest dla mnie najważniejszy ! :3 Jednak nie mam takiej historii( na szczęście) o nim , jak o moim jednym psie... A więc, Gabrysia jest białym mieszańcem nie wiem czego , jest mała, pocieszna i niezwykle agresywna. Ale dość o jej wyglądzie i te pe. Kilka lat temu jak jechałam na działkę z mamą, wypuściłyśmy ją z samochodu, bo zawsze tak robimy. No i ona zazwyczaj biegnie przed nami , bo na tamtej drodze są dziury, więc jedziemy wolno. Ale tak nie było, została w tyle. Myślałyśmy ,że się załatwia i wgl ,ale usłyszałyśmy ujadanie kilku psów a później pisk. No i wybiegłyśmy ,a Gabi leżała w krzakach i miała brązowo-czerwoną sierść. Kilka metrów przed nami stały 3 wielkie owczarki niemieckie. Pogryzły naszą Gabunię. Pojechałyśmy do weterynarza i on posmarował jej rany jodyną i powiedział ,że te psy ją tak pogryzły ,że konieczna jest operacja. Operacja się odbyła i Gabi przeżyła ,ale jej życie i tak wisiało na włosku, więc dałyśmy skargę na tego faceta co ma te psy. A ta historia jest jedną z wielu, bo Gabrysia miała kilka operacji , ale już nie przez pogryzienie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem co czułaś, ale dobrze, że z Gabrysią już wszystko ok :)

      Usuń
  4. Również mam. Jeśli chodzi Ci o zwierzęta to mam psa Goldiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niedawno odeszła moja szczurzyca Czarka. Miała chore serduszko. Dostała lekarstwa , ale pomogły chwilowo. Oddychała coraz ciężej aż w końcu odeszła na moich oczach. Ból nie do opisania. Dostałam ataku paniki. Wypiłam nawet 2 tabletki uspakajające i nic. Dopiero po 2 dniach zaczęłam normalnie myśleć. Do tej zdarza mi się płakać po kątach. Wszystko przypomina mi ją.
    Ciesze się, że z twoim pieskiem już wszystko w porządku. Dodaję do obserwowanych i zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń