środa, 7 marca 2012

Banał codzienności.

Jak w tytule. Dopadł mnie i obezwładnił. Rano wstaję, jem śniadanie, wychodzę do szkoły, kilka(naście!) godzin w szkole, wracam, uczę się i idę spać. Nawet nie potrafię się wybić ponad to, co robię. Nauka pochłonęła mnie do tego stopnia, że po nocach siedzę nad książkami, a rano wstaje i wyglądam jakbym była zombie. Podkrążone oczy, zapadnięte policzki, przyklejony sztuczny uśmiech. Ostatnio zauważyłam, że zaczęłam tracić na wadze, a zalecenia lekarza były jasne: masz nabierać, a nie tracić. To wszystko przez stres. Dziś do godziny 12 miałam problem z przełknięciem czegokolwiek, gdyż tak działa na mnie stres związany z lekcjami (niektórymi oczywiście). Zastanawiałam się jak można bezstresowo żyć. Tak się nie da, bynajmniej w moim przypadku. Tym bardziej, że codziennie dostaję porządnego kopa w tyłek. Przegrywam, a na kolejny dzień muszę wstać i próbować wygrać. Chyba czas nauczyć się pokory, jednakże dla mnie to jest tak jak spełnić swoje marzenie, nieosiągalne. Świat wymknął się spod mojej kontroli. Od zawsze wszystko uporządkowane, szkoła, porządne studia i praca, które pozwoli mi spełnić się zawodowo, mąż, dziecko. Wszystko tak jak Pan Bóg przykazał. Jednak już na pierwszym etapie wszystko zburzyłam. Najgorsze jest to, że na własne życzenie rozwalam to, co najważniejsze. Nie zyskuję zaufania, a je tracę. Chcę kochać, a ranię. Jedyna miłość jaka mnie spotyka to ta nieodwzajemniona. Czasem uważam, że jestem zbyt poważna i poukładana, gdyż osobnicy płci przeciwnej czują się przy mnie tacy niepoukładani, chaotyczni. Zagubiłam siebie w sobie. Nie żyję w zgodzie ze sobą, ale z tym, co narzucają mi inni. A jak Wam minęły te trzy dni? Jutro Nasze święto, myślicie, że mężczyźni pamiętają? :)


Wasza M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz